Mieszkania w Polsce drożeją od kilku lat, co czasem budzi obawy o to, czy nie jest to przypadkiem bańka, która pęknie, a rynek się załamie i ceny gwałtownie spadną.
Budownictwo mieszkaniowe jest zwykle cykliczne i globalne kryzysy mają na niego wpływ, wiec teoretycznie ceny mogłyby lekko spaść. Tyle że nie ma podstaw, by tak się stało. Pierwszym powodem jest galopująca inflacja. Ceny wykonawstwa rosną i będą rosnąć, bo ludzie chcą więcej zarabiać, materiały więcej kosztują, podobnie jak ochrona środowiska. Dzisiaj nie da się zbudować mieszkania w miarę dobrym standardzie za mniej niż 5 tys. zł netto za metr – i to jest tylko koszt wykonawcy . Cena gruntu to średnio teraz 1,5 tys.-1,7 tys. zł do metra kwadratowego mieszkania, to już razem daje 6,7 tys. zł netto. Do tego dochodzi 500-600 zł kosztu dewelopera, 8 proc. VAT i jeszcze marża. Ten przykład pokazuje, dlaczego ceny mieszkań nie będą strategicznie malały, choć jakieś obniżki mogą się pojawić.
Obniżki mogą być podyktowane napływam naszych sąsiadów ze wschodu, którzy uzup. Jednak duża ich część być może będzie udawała się dalej na zachód
Mamy dalej 2 miliony mieszkań, których w Polsce brakuje, by zaspokoić potrzeby ludności. Część mieszkań oczywiście kupowana jest inwestycyjnie. Rynek najmu prawdopodobnie nie będzie już tak bardzo atrakcyjny, ale to nie jest większość. Ci, którzy potrzebują kupić mieszkanie na własne potrzeby, będą to robić.
Kolejnym wyzwaniem dla branży budowlanej jest ochrona środowiska na budowach czy zakup zielonych certyfikatów, ale na działanie długoterminowe nie ma naprawdę czasu. To, co niosą za sobą zmiany klimatyczne, jest tak naprawdę wyzwaniem na etapie projektowania – kwestie gwałtownych opadów czy wichrów, i tak dalej. Pytanie, czy powinno się projektować na ekstremalne warunki, czyli budować drożej, czy godzić się, z tym że zbudujemy coś zaprojektowanego na warunki przeciętne, ale być może raz na jakiś czas coś z tym obiektem się stanie.
Brakuje wytycznych dla projektantów. Działamy na podstawie standardu sprzed lat, normy są relatywnie stare, brakuje nowoczesnych materiałów, nowych technologii, jesteśmy zamknięci na innowacyjność w zamówieniach publicznych. To zapewne dlatego, że zamawiający nie chce wziąć na siebie ryzyka związanego ze stosowaniem takich nowych rozwiązań. Prowadzi to do tego, że dziś nie myślimy na przykład o tym, skąd brać wodę, a Polska ma bardzo słabą retencję wody. Albo o rozwiązaniach, dzięki którym emitujemy mniej CO2.
Są jeszcze większe wyzwania, jak pytanie, czy za 30 lat będziemy jeszcze w ogóle jeździć samochodami po drogach?